Autor: Marek Krajewski
Tytuł: Władca liczb
Wydawnictwo: Znak
Po przeczytaniu pierwszej
w swoim życiu książki Krajewskiego poczułam niedosyt. Ciągle po głowie chodziła
mi myśl, by kupić kolejną. Na szczęście pod choinkę dostałam od siostry „Władcę
liczb” tegoż autora i lektura ta pochłonęła mnie bez reszty.
„Władca liczb” to kolejna
książka z serii opowiadającej o Wrocławiu, której głównym bohaterem jest Edward
Popielski, doktor filologii klasycznej, były policjant. Tym razem Popielski
będący u swojego kresu bada sprawę tzw. władcy liczb, tajemniczego demona,
który miałby być odpowiedzialny za serię samobójstw w mieście.
Na początek parę
ogólników. Muszę przyznać, że dawno nie czytałam książki, w której jednym z
wątków przewodnich byłaby matematyka, a bardzo takie lubię. W porównaniu do
poprzedniej książki Krajewskiego, którą udało mi się przeczytać, zauważyłam, że
w tej do wszystkich słów obcojęzycznych od razu pojawiają się przypisy, co
bardzo ułatwia jej czytanie. Co prawda większość sentencji jest po łacinie,
języku, którego miałam zaszczyt uczyć się na pierwszych studiach. Jednakże
zawsze parę minut trwało, zanim odgadłam, co oznacza określony zwrot, czy też
sentencja. Dlatego przypisy bardzo ułatwiły mi czytanie i równocześnie pozwoliły
też na lenistwo w myśleniu. Cóż…
„Chłopak pogłaskał psa, który się już uspokoił i
najpierw kręcił się w kółko pod drzewem, a potem wygiął się w łuk i wycisnął z
siebie pamiątkę”.
W książce zawarte są
bardzo zabawne opisy niektórych czynności, opisane w dodatku bardzo dokładnie.
Sam autor na koniec zostawia posłowie, w którym wyjaśnia samą ideę książki,
ludzi, którzy mu pomogli podczas pisania oraz przyznaję się do błędów
znajdujących się w tekście. Podobało mi się również to, iż na koniec „Władcy
liczb”, tak jak w przypadku poprzedniej książki Krajewskiego, była zapisana
dokładna data, łącznie z godziną, w której autor skończył ją pisać.
„Nie było to z resztą takie ważne, by z cienia
wychodzić na pełne słońce i znów narażać moje subtelne filologiczne ucho, które
wciąż doskonalę na tekstach Cycerona, na kolejne poronione płody językowe takie
jak ‘ten tego’ czy ‘rany koguta’”.
Sam główny bohater jest
bardzo ciekawie wykreowaną postacią, dopracowaną przez autora pod każdym
względem. Popielski, jak już wspominałam jest doktorem filologii klasycznej,
uzdolnionym matematycznie (wspomina o studiowaniu matematyki), na dodatek byłym
policjantem a obecnie detektywem w podeszłym już wieku. W samym pamiętniku
bohatera jest bardzo wiele wstawek łacińskich, co utwierdza czytelnika w
przekonaniu, że napisał go człowiek elokwentny i wykształcony. Pomimo swojego
wieku, jego umysł dalej działa na jak największych obrotach, ponadto posiada
wiele różnych sposobów na umiejętne prowadzenie śledztwa. Jednak ma w sobie też
dużo empatii oraz człowieczeństwa, co pokazuje w trakcie swoich działań.
Muszę się zgodzić z
poprzednią opinią odnośnie książek Krajewskiego, że są bardzo mroczne. „Władca
liczb” mnie osobiście bardzo zmroził, ponieważ autor pokazał czytelnikom
wszystko co złe i mroczne. Grubi ludzie, pijani, agresywni, którzy pomiatają
każdym człowiekiem, są zdolni do wszystkiego. W dziele tym ukazuje nam się
świat, w którym można kupić wszystko za pieniądze, nawet fałszywe zeznania
drugiego człowieka. Świat, w którym ludzie są w stanie uwierzyć we wszystko.
Dziwne mam odczucia
odnośnie tej książki, nie chciałabym wrzucać w swoich opiniach spoilerów,
jednak chyba po „Władcy liczb” na chwilę odpocznę od utworów tego autora.
Kreacja Wrocławia, drastyczne sceny, okropni ludzie, brak człowieczeństwa, to
dla mnie za dużo jak na jedną książkę.
Nie twierdzę oczywiście,
że jest ona zła i niewarta przeczytania. Wręcz przeciwnie, bardzo poleciłabym
ją wszystkim, którzy lubią dobre i mocne kryminały, ponieważ Krajewski nie ma w
zwyczaju cenzurowania czegokolwiek w swoich dziełach. Ja jak już napisałam
porzucę na jakiś czas jego książki, ale z pewnością do nich wrócę, bo są tego
warte. W końcu tak genialnych i dobrze dopracowanych opisów zdarzeń jeszcze u żadnego innego autora nie widziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz