czwartek, 29 października 2015

O czytelnictwie słów kilka




Byłam dzisiaj w Rossmannie i sięgnęłam po nowy egzemplarz “Skarbu”, który lubię co jakiś czas przeczytać. Dzisiaj znalazłam w nim bardzo interesujący artykuł napisany przez Agatę Brandt o czytelnictwie w Polsce, pt. “Jak czytają Polacy”.

Jak pisze autorka, około 90 procent rodaków czyta średnio mniej niż siedem lektur rocznie, co oznacza, że regularnie czyta i kupuje książki zaledwie co 10 Polak. Ponadto czytelnicy tacy, jak chociażby ja, którzy czytają więcej niż marne siedem lektur rocznie, noszą miano czytelników intensywnych. Co do kupowania samych książek, to wcale się nie dziwie ludziom, że tego nie robią. Jeszcze, gdy pracowałam i miałam nieco więcej pieniędzy, lub przy lepszych miesiącach, pozwalałam sobie na zakup jakiejś książki (góra trzech pozycji). Aktualnie tego nie robię, ponieważ nie stać mnie na nie. Wiadomo, że jeśli przycisnęłabym przysłowiowego “pasa”, to coś by się znalazło. Wychodzę jednak z założenia, że jest to zbyt drogi interes, jak dla mnie. Nie zrozumcie mnie źle. Nie chcę tutaj narzekać na państwo, wydawnictwa, czy cokolwiek innego, bo wiadomo, że sprzedaż książek to też jest biznes i wiele osób trzeba z tych egzemplarzy rozliczyć. Jednak pragnę zauważyć, że przeciętnego Polaka nie stać na zakup nawet lepszej jakości chleba na śniadanie, a co dopiero książki. 

Oczywiście to nie przekłada się w żaden sposób na czytelnictwo, ponieważ żyjemy w takich czasach, ze dostęp do czegokolwiek jest łatwy. Czasami wystarczy troszeczkę dłużej poszukać, by znaleźć coś w Internecie.

Nie dziwi mnie nawet to, iż większość osób czytających tak zwane e-booki (jak kto woli e-książki), pozyskuje je z nielegalnych źródeł. Gdy kupowałam tableta, byłam bardzo podekscytowana, że w końcu będę mogła przeczytać tyle różnych książek. Mój entuzjazm jednak osłabł wraz z przejrzeniem cen książek elektronicznych. Nie wierzyłam własnym oczom, że książka, którą przeczytam na tablecie kosztuje niemal tyle, ile książka papierowa. Wniosek jest oczywisty, że dużo lepiej sięgnąć po wydanie papierowe, które później będzie można dumnie umieścić na półce, jako “trofeum czytelnicze”. Dlatego też mając ponad trzy lata tableta, kupiłam zaledwie jedną książkę na niego, dramat oświeceniowy, którego nie mogłam nigdzie znaleźć.

Na całe szczęście mamy wiele bibliotek lub stron, które udostępniają poszczególne egzemplarze zupełnie za darmo. Odkryłam też aplikacje Legimi, o której już wcześniej pisałam (klik) i myślę, ze jest ona bardzo racjonalnym rozwiązaniem dla maniaków książek.

Myślę, że w Polsce problem polega na samym promowaniu czytelnictwa, które jest dość liche. Wraz z artykułem, o którym wspominałam wcześniej, zamieszczony jest również krótki wywiad z Markiem Korczakiem, dyrektorem wydawnictwa Czarna Owca. Mówi on, że najlepiej sprzedają się książki, które promowane są chociażby przez filmy. Sama jestem przykładem odkrycia świetnego pisarza, tylko dzięki takiej promocji. A jak robią wydawnictwa? Najczęściej po premierze filmu drukują nowe egzemplarze danych powieści, które zawierają nową okładkę - np. klatkę filmu. Czy taki zabieg jest dobry? W zasadzie trudno mi to oceniać, ale z pewnością jest skuteczny. 

Uczniowie szkół nie czytają wcale więcej, niż dorośli. To mogę stwierdzić. Jeszcze na poprzednim kierunku miałam praktyki w szkole podstawowej i w jednej klasie postanowiłam poprowadzić moją “popisową lekcje”. Lekcja ta była o książkach, dlatego dzień wcześniej poprosiłam uczniów, żeby przynieśli swoje ulubione powieści. Z przerażeniem w oczach widziałam uczniów, którzy nie przynieśli nic, albo (co gorsza) przynieśli książki typu: “Monster High” - dwie strony tekstu i reszta obrazki. Mnie osobiście boli to, że dzisiaj nikt już nie czyta czegoś wartościowego. Jak byłam w ich wieku moją ulubioną książką było “Spotkanie nad morzem” Jadwigi Korczakowskiej, czy “Ten obcy” Ireny Jurgielewiczowej. 

Wydaje mi się, że problem tkwi w tym, jakie książki teraz się wydaje. Nie twierdzę oczywiście, że ja sama czytam tylko doskonałe pozycje. Byłaby to z mojej strony czyta hipokryzja. Jednak jak idę do księgarni i widzę, że w top 10 znajdują się książki typu “Minecraft”, czy “Zniszcz ten dziennik”, to krew mnie zalewa. Dla mnie książka to przede wszystkim litery, zdania, słowa a nie ¾ nic nie wnoszących obrazków, czy pustych stron...

wtorek, 27 października 2015

Co u mnie nowego? #6




Cześć! Witam Was dzisiaj w szóstej już odsłonie cyklu "Co u mnie nowego?", podsumowującej kolejny tydzień z mojego życia.

Miesiąc powoli zbliża się ku końcowi a ja niestety muszę przyznać się do pewnej porażki, ponieważ nie wszystkie zamierzone posty pojawiły się na blogu. Na dodatek recenzji wciąż nie pojawia się tyle, ile bym chciała. Musicie być cierpliwi, wszystko w końcu zacznie toczyć się tak, jak to planowałam od początku. 

Jak widać powoli, bardzo małymi kroczkami zaczynam zmieniać charakterystykę całego bloga. Powiem szczerze - zaczynam rozkręcać się w moim pisaniu. Gdy studiowałam jeszcze filologię polską (bardziej nawet będąc w liceum), moja "wena twórcza" była zaskakująco rozwinięta. Potrafiłam pisać na każdy temat, sklejać słowa tak na prawdę z niczego. Niestety studia też po części "zabiły" we mnie ten zapał (nawet do czytania) - dużo bardziej zaczęło się na nich liczyć to, jak powinno się rozumieć dane teksty kultury, niż to, jak my je rozumiemy. Dowolność mieliśmy tak naprawdę jedynie na "analizie tekstów", jeszcze na pierwszym roku. Później okazało się też, że czytając jedynie opracowania lektur, dużo lepiej się na tym wychodziło przy egzaminie.
Zaczynając nowy kierunek już całkiem przestałam cokolwiek pisać (ograniczałam się jedynie do portali społecznościowych, głównie komunikatorów) i, o zgrozo, czytać. Próbowałam nawet kilka razy zakładać bloga o kosmetykach, niestety pisanie recenzji tuszu do rzęs było mi zupełnie nie po drodze. Dopiero niedawno na nowo odnalazłam siebie, niestety nie potrafię jeszcze podzielić odpowiednio czasu. 

Studia okropnie pochłaniają mój czas, ponieważ zaczynam uczyć się nowych rzeczy i powoli wyznaczam sobie ścieżkę, którą chciałabym podążać. Wiąże się to też wszystko z zawodem, w którym chce w przyszłości pracować - informatyk. Dlatego też postanowiłam, że nie będę siedzieć bezczynnie, tylko skorzystam z dodatkowych możliwości mojej uczelni. Dzisiaj byłam na pierwszym spotkaniu organizowanym przez Microsoft w mojej uczelni, dokładnie "Akademii C#". Po jej ukończeniu otrzymamy certyfikaty, które są dodatkowym atutem w CV!

Ostatnio też odczuwam na sobie okropne zmiany ciśnienia i pogody. Każdego dnia jestem ospała, dlatego też kładę się o 22. Mam zły humor i wiecznie boli mnie głowa. Nie mogę przez to nawet wziąć się za to, co lubię - bieganie. Może w przyszłym tygodniu się w końcu coś zmieni - mam taką nadzieję :). Ogólnie jest tak, że bardzo lubię jesień jako porę roku. Mam tylko problemy z przechodzeniem pory w inną porę roku i zmianami pogody. 

Mam w planach zamieścić na dniach recenzję książki "Trzy metry nad niebem" F. Moccia. Na całe szczęście dla mnie, ktoś tydzień temu oddał drugą część tej powieści i udało mi się ją wypożyczyć. Jeszcze co prawda nie zaczęłam jej czytać, ale niebawem z pewnością zacznę. Aktualnie czytam "Slow fashion. Modowa rewolucja" J. Glogaza, do której sięgnęłam dzięki mojej przyjaciółce Asi. Generalnie ja nie mam problemu z niepotrzebnymi ciuchami w szafie, ponieważ nie kupuję ich zbyt wiele. Jednak podeszłam do tej książki na zasadzie poradnika, dzięki któremu być może "ogarnę" moje podejście do kupowania, np. kosmetyków. Nie mówię tutaj oczywiście o książkach, bo wiem, że ich nigdy za wiele. Jestem zbyt wielkim bibliofilem, żeby nie kolekcjonować książek i ich nie kupować. Co do kosmetyków to muszę przyznać, że umiar z całą pewnością by mi się przydał (idealnie potwierdzi to moja kolekcja szminek!).

Nie da się również wspomnieć o piosence, która skutecznie podbiła moje serce w ostatnich dniach. Chociaż wiem, że nie tylko moje! Mówię oczywiście o niesamowitej Adele - wokalistce, której każdy kawałek chwyta mnie za serce (i to dosłownie) i jej nowej piosence "Hello". Jeśli ktoś jeszcze nie słuchał, to polecam gorąco (klik). W utworze tym Adele pokazuje swój doskonały wokal, z resztą sam tekst jest niczego sobie!

Trochę się rozpisałam z tego co widzę. Także w tym tygodniku to już tyle :).
Pozdrawiam!

środa, 21 października 2015

Co u mnie nowego? #5

 
Cześć! Dzisiaj środa a ja nietypowo witam Was w piątej już części serii "Co u mnie nowego?". 

W ostatnim czasie sporo się u mnie dzieje, także w życiu prywatnym, ale tego wątku nie będę rozwijała. Wczoraj natomiast cały dzień spędziłam na leżeniu w łóżku - grypa mi to zagwarantowała! 

Poza tym skończyłam czytać książkę "Ostatnia piosenka" Sparksa, której recenzję możecie przeczytać na blogu (klik!). Dzisiaj również doczytałam ostatnie strony książki "Trzy metry nad niebem" Federico Moccia i zamierzam na dniach również dodać jej recenzję! W tym momencie jeszcze nie wiem, która powieść będzie kolejna, najprawdopodobniej tego samego autora "Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie". Tak wiem! Wciąż nie przejadły mi się te romansidła... Może z czasem zmienię tematykę ;-).

Okazało się, że jednak nie zawsze można spełniać dobre uczynki. Była impreza w akademiku, ale postanowiłam, ze tego dnia nie będę piła alkoholu! Na drugi dzień koniecznie chciałam iść pierwszy raz oddać krew. Niestety... Z moich dobrych uczynków nici, ponieważ wykluczono mnie na obecną chwilę z grona dawców krwi ze względu na leki od neurologa. Co dziwniejsze na ostatniej wizycie u mojego lekarza zapytałam o te leki, czy mogę przyjmując je oddawać honorowo krew. Lekarka była bardzo zdziwiona, że mnie wykluczono i co więcej dodała, że te leki zupełnie na nic nie wpływają. W tym momencie jestem w kropce i nie wiem co zrobić. Chyba najlogiczniej będzie poczekać aż przestanę brać tabletki i będę mogła z czystym sumieniem znów zrobić ten dobry uczynek :). Nie poddam się!!
W tym tygodniu to już tyle. Wciąż trzyma mnie choroba i nie mam za bardzo siły na cokolwiek. 

Pozdrawiam!

poniedziałek, 19 października 2015

Recenzja książki "Ostatnia pisoenka" Nicholasa Sparksa.



“A kiedy zawrócili i skierowali się z powrotem do żółwiego gniazda, w pewnej chwili wyobraził sobie, żer będzie szedł z nią plażą codziennie, aż po daleką przyszłość”.

Pisałam ostatnio w jednym poście z cyklu “Co u mnie nowego?”, że mam “manię” na książki o tematyce miłosnej, romantycznej, o porywach serca itd. Dlatego będąc w Książnicy Pomorskiej sięgnęłam po książkę jednego z prekursorów tej tematyki - Nicholasa Sparksa.
Nicholas Sparks jest amerykańskim pisarzem powieści obyczajowych, romantycznych, opisujących losy miłości w różnym wieku i różnych czasach. Jego pierwszym dziełem była książka w 1997 roku “Pamiętnik”, którą zadebiutował. Do dziś jest autorem wielu bestsellerów, obecnie jego książki tłumaczone są na 33 języki.

“Ostatnia piosenka” to historia młodej Ronnie Miller, która wraz z młodszym bratem Jonnah zostaje zmuszona do opuszczenia Nowego Jorku. Wyjeżdżają do małego miasteczka w Północnej Karolinie, gdzie mieszka jej ojciec. Jest to bardzo trudna dla niej sytuacja, ponieważ wini tatę za rozwód i rozpad rodziny. Pozostawiona pod przymusem spędza najciekawsze i zarazem najtrudniejsze wakacje w jej życiu, poznając przy tym interesującego chłopaka Willa (zupełnie się od niej różniącego).

Według mnie “Ostatnia piosenka” jest bardzo “typową” powieścią tego autora, ale zarazem jest bardzo piękna i “wciągająca”. Pokazuje czytelnikom potęgę miłości, nie tylko tej pierwszej, ale również miłości rodzinnej. Daje czytelnikowi do zrozumienia, jak ważne jest przebaczenie i dobre relacje rodzinne. Cała powieść jest dość niespodziewana, lekka i przyjemna, ale również ma bardzo charakterystyczną kompozycję dla samego autora, z pięknym zakończeniem i efektem zaskoczenia przed samym końcem. Zwróciłam także uwagę na dość ciekawą narracje, ponieważ każdy rozdział przedstawiony i opisywany jest przez innego bohatera. Jedną historię dzięki temu widzimy na wiele różnych sposobów.

Generalnie polecam “Ostatnią piosenkę” wszystkim molom książkowym. Dość szybko się nią czyta i jest bardzo urzekająca sama w sobie.

czwartek, 8 października 2015

Recenzja książki "Ogród księżycowy" Agnieszki Krawczyk

Autor: Agnieszka Krawczyk
Tytuł: Ogród księżycowy


Ostatnio pisałam Wam o moim okresie w swoim czytelnictwie, w którym czytam jedynie książki o tematyce miłosnej. Dlatego poszukując kolejnej książki po "Wiecznych" Almy Katsu postanowiłam sięgnąć po książkę, którą w maju podarowała mi na urodziny koleżanka z roku. Długo opierałam się przeczytaniu tej książki, ponieważ nie sądziłam, że zadowoli mnie ta pozycja, jednak z braku lektur postanowiłam się przekonać. Czy była warta czytania?

"Ogród księżycowy" to książka o młodej pisarce Sabinie Południewskiej, która kupiła sobie niewielki dom w wsi Ida. Zamierza tutaj zacząć swoje życie z lekarzem Krzysztofem i jego córką Julinką, współpracując przy tym ze swoim byłym wielbicielem Markiem Rokoszem. Początkowo życie w Idzie jest spełnieniem marzeń, pisarka odnajduje tutaj spokój, może pisać kolejne powieści i jest szczęśliwa wśród ludzi, których kocha. Postanawia nawet dokonać zmian w swoim pięknym ogrodzie, w czym pomaga jej młoda ogrodnik z Brzózek, Kalina. Wszystko idzie po dobrej myśli, czas jakby zatrzymuję się w miejscu, gdy niespodziewanie pojawia się osoba z przeszłości Krzysztofa, na światło dzienne wychodzą tajemnice z przeszłości. Miłość i zazdrość wychodzą na światło dzienne, a  życie w Idzie robi się coraz bardziej skomplikowane. 

Po przeczytaniu kilku rozdziałów tej książki byłam bardzo zachwycona. Od razu było widać, że autorka ma bardzo bogatą i plastyczną wyobraźnie, co pokazuje przeróżnymi opisami ogrodów, zapachów i smaków: Róże mają w sobie niesamowitą moc. Żaden inny kwiat nie pachnie tak mocno i słodko jak one. Czytelnik ma wrażenie, że cała historia toczy się jakby w odległej rzeczywistości, bardziej jak w XVIII wiecznej Anglii, niż w XXI wieku w Polsce. Jednak szybko można zorientować się reali powieści, czytając, ze główna bohaterka idzie sprawdzić skrzynkę pocztową, czy zajrzeć do Internetu. Sama wieś, w której toczy się akcja książki jest bardzo wyidealizowanym miejscem, jednak nie przeszkadza to w odbiorze całej lektury. Autorka też bardzo dużo odwołuje się, nie tylko w rozmowach pomiędzy bohaterami, ale również w samej narracji do literatury, malarstwa, czy filmu, co pokazuje jej ogromną erudycję. Niestety muszę przyznać, że mnie osobiście z czasem zaczęły takie odwołania męczyć, ponieważ odbierałam je już w połowie powieści raczej jako popis samej autorki, niż coś urozmaicającego całą fabułę. Jednak nie przeszkadza to odbioru całej książki. Lektura ta świetnie też pokazuje życie na polskiej wsi: W tak niewielkich miejscowościach nie można było nawet kichnąć, by sąsiad z końca wioski nie odpowiedział "na zdrowie".  Posiada ona również wiele uniwersalnych mądrości życiowych - niby nic odkrywczego, ale są napisane naprawdę w urzekający sposób: Życie jest krótkie, zatem nie warto go marnować na zadręczanie się, że coś nie jest idealnie doskonałe. Trzeba się cieszyć drobiazgami, żyć chwilą!

Polecam "Ogród księżycowy" czytelnikom, którzy lubią powieści pisane w tak piękny sposób, jak zrobiła to Agnieszka Krawczyk. Książka ta jest nie tylko piękną historią miłosną, ale również opisem (prawdopodobnie) najpiękniejszego miejsca na świecie.

środa, 7 października 2015

Legimi - czy warto...?

Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z zupełnie inną recenzją :). Zapraszam do czytania!


Jestem osobą bardzo wrażliwą na wszelkie zapachy - szczególnie świeżego chleba, kwiatowych perfum i nowych książek. Dlatego najchętniej od zawsze czytam książki tylko w swej naturalnej postaci. Niestety książki są z dnia na dzień coraz droższe a mnie jako studentki nie stać na wszystkie tytuły. W bibliotece też nie zawsze trafiam na książki, które chcę aktualnie przeczytać, bo wszystkie bestsellery są najchętniej wypożyczane. Jak pisałam w poprzednim poście tego typu nie lubię również "łamać prawa" i korzystać z darmowych tytułów pirackich, których w internecie można znaleźć całą masę. W takim wypadku przychodzi mi z pomocą mój tablet i aplikacja na niego zwana Legimi.

Czym jest Legimi i jak to działa?
Legimi to bezpłatna aplikacja na wiele platform (telefon, tablet, komputer lub czytnik), dzięki której można czytać około 12000 różnych ebooków. Po jej ściągnięciu należy się zarejestrować na stronie, wybrać pakiet, który będzie nas satysfakcjonował i można przez tydzień korzystać zupełnie za darmo. Mamy do wyboru cztery różne pakiety umożliwiające dostęp do wybranych pozycji - jeden bez limitów, trzy pozostałe zależą od ilości stron, które chcemy przeczytać. Dodatkowo Legimi podsumowuje nam nasze "wyczyny" czytelnicze, robiąc statystyki regularnego czytania, np. ile w ciągu dnia minut spędziliśmy na czytaniu. Poza tym płatność jest bardzo wygodna, możemy za dany pakiet zapłacić z góry, za pośrednictwem konta PayPal czy też kartą płatniczą.


Czy warto korzystać z pakietu "bez limitu"?
Na początku korzystania z Legimi zaczęłam od pakietu 100 stron, który był najtańszy i jak na lektury, które chciałam w danym czasie czytać, to była dla mnie całkiem dobra opcja. Za 7 zł byłam w stanie przeczytać jedną z książek np. Johna Greena. Później, gdy miałam dodatkowy przypływ pieniędzy, to postanowiłam zainwestować w pakiet "bez limitu" i dzięki niemu mogłam dodawać na półkę nieograniczoną liczbę książek i je czytać. Aplikacja ta ma bardzo wiele ciekawych pozycji do czytania, zaczynając od nowości, po bestsellery, dlatego każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Ja osobiście byłam bardzo zadowolona, ponieważ mogłam w ciągu miesiąca za niecałe 33 zł przeczytać nawet dwadzieścia różnych książek i nie musiałam po nie iść do biblioteki. Patrząc na ceny książek w księgarni, za tyle pieniędzy kupiłabym jedynie jedną lekturę, więc jak dla mnie to bardzo opłacalna sprawa!
Podsumowując jestem bardzo zadowolona z korzystania z tej aplikacji. Nigdy nie miałam z nią większych problemów, zawsze książki dodawały mi się na półkę bez żadnego problemu. Mogę ją serdecznie polecić każdemu, kto szuka taniej alternatywy dla płatnych ebooków sklepowych.
Pozdrawiam!

wtorek, 6 października 2015

Co u mnie nowego? #4



Cześć! Mamy wtorek, a ja mam dla Was kolejną odsłonę serii: "Co u mnie nowego?".
Ten tydzień minął mi bardzo szybko - jak już pisałam wprowadziłam się do akademika i wróciłam na studia po trzech miesiącach lenistwa ;-).

Pozytywnym aspektem tego wszystkiego jest to, że będąc w Szczecinie postanowiłam powrócić do biegania. To w tym mieście zaczęła się moją przygoda z bieganiem. Na początku były to mikro dystanse po 2 km, który męczyły mnie okropnie! Później powoli dochodziłam do 5 km, co było dla mnie ogromnym wyczynem. W międzyczasie zainwestowałam nawet w buty do biegania z New Balance i kontynuowałam swoje wyczyny. Przyznam szczerzę, że wszystko udostępniałam na portalu społecznościowym i często spotykałam się z krytyką wśród znajomych - a to za mały dystans, a to za długo biegłam. Ale tak na prawdę to cholernie mnie to motywowało do dalszego biegania. Lubiłam bardzo patrzeć ile kilometrów zrobiłam, w jakim czasie i chwalić się tym. W końcu zachęciłam też w ten sposób do biegania kilku moich znajomych :-).

Przygoda z moim bieganiem rozwinęła się najbardziej, gdy co tydzień przez jakiś czas brałam udział w Szczecińskim Biegu Wieczornym. To bardzo interesująca inicjatywa odbywająca się cyklicznie w każdy wtorek, przychodzą na nią biegacze w różnym stopniu zaawansowania. Biegniemy wszyscy spod fontanny na Jasnych Błoniach pod Arkonkę i wracamy. Wychodzi nieco ponad 10 km.

Po moim pierwszym Biegu Wieczornym byłam z siebie ogromnie dumna! W końcu pierwszy raz udało mi się przebiec taki dystans. To było coś niesamowitego!
Niestety, gdy w wakacje wróciłam do mojego rodzinnego miasta to zaniedbałam bardzo wysiłek fizyczny. Chodziłam tylko dwa miesiące na siłownie, ale czegoś mi brakowało. Dlatego z dumą przyznaję, że wczoraj przebiegłam 6,68 km. Myślę, ze jak na taką przerwę to całkiem dobry wynik ;-).

Jutro chciałabym znów iść pobiegać, ale zamierzam zrobić coś innego, co raczej mi to uniemożliwi ;-). Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to dam Wam znać w kolejnym tygodniku!
W tygodniu zamierzam napisać recenzję "Ogrodu księżycowego" Agnieszki Krawczyk i zabieram się za jedną z książek Sparksa. Problem w tym, że nie wiem za którą? Z pewnością poinformuje Was o tym na moim Instagramie!

W tym tygodniu wróciła do mnie muzyka, którą słuchałam za czasów liceum. Dlatego wczoraj męczyłam kawałki Eldoki, a dzisiaj zaczęłam słuchać Grubsona ;-). Zobaczymy, co jeszcze przyjdzie mi do głowy, żeby tego posłuchać!

W tym tygodniu to już tyle ;-).
Pozdrawiam i zachęcam do czytania ;-).